Wychodzę z pracy i szybkim krokiem ide na tramwaj. Jakoś się do niego mieszczę. Zaczynam podróż do domu. Na zewnątrz jest zimno, pada deszcz, wieje, a jestem okropnie zmęczona. Drażni mnie absolutnie wszystko. Przede wszystkim ludzie, których na codzień naprawdę bardzo lubię. Wydaje mi się jednak, że to kwestia mojego wypoczęcia. Jeśli jestem zrelaksowana, chętnie przebywam wśród ludzi, ale kiedy nie... to każde słowo, szturchnięcie, przecodzenie obok mnie, nie daj boże zdeptanie - bolesne lub nie, to nie ma znaczenia - doprowadza mnie do białej gorączki. Ograniczam się do nienawistnych spojrzeń CHYBA, że ktoś mnie przeprosi, wtedy odpowiadam "nic nie szkodzi" i uśmiecham się. A w środku WYJĘ ze złości trzeba bylo uważać, przecież nie jesteś sam na tym świecie. I naprawdę wiele razy jestem bliska przyłożenia komuś za naruszanie mojej przestrzeni osobistej, ale biorę głęboki oddech, myślę, że jeszcze trochę i będę w domu.
Takie dni mają wszyscy i to jest normalne. Czasami ciężko takie coś przetrwać, ale lepiej przetrwać z głową. Oczywiście, może sobie powiedzieć, że mam wszystko gdzieś i dać się ponieść frustracji. Ale opanujmy się. Nam frustracja przejdzie, a słowa, które wypowiemy zostaną w pamięciu odbiorców na jakiś czas. I po co?
Najpierw pomyśl, zanim coś powiesz. Nie jesteśmy zwierzakami. Tobie jest przykro, jak ułyszysz coś wypowiedzianego w złości, nieprzemyślanego? Nie ważne, że tak naprawdę tak nie myślimy - sprawiamy tym komuś przykrość, powodujemy dyskomfort zupełnie niepotrzebnie.
No dobra. Przykładowa, fikcyjna sytuacja. Wróciłam do domu i marzę o kąpieli w wannie, ze świecami, winem i tak dalej. A tu zlew pełen naczyń, TŻ sobie śpi, kot rozwalony na środku salonu z papierem toaletowym w pysku i na pazurach, chyba mruczy. Obiad do zrobienia, zakupy do rozpakowania, trzeba odkurzyć, zgrabić na zewnątrz, kupic prezent dla mamy.. a gdzie poczytać książkę na przykład? Już już zaczynam warczeć. Kot się schował za TŻ, który równiez chciał się za kotem schować. Kłótnia, wciąż powarkiwania, ja zła, rozżalona, że nie zrobione.
I WŁAŚNIE. Co z tego. Może TŻ i kot mieli wspaniały, męczący dzień i zasnęli czekając na mnie. Może nie chciało im się sprzątać. Dobrze, złości mnie to, ale muszę wyluzować.
Powinnam przyjść, wziąć kota w łapy i połozyć się koło TŻ. WYLUZOWAĆ.
Co z tego, że mam bałagan. To zdążę zawsze posprzątać, a chwil relaksu trzeba szukać.
Takie dni mają wszyscy i to jest normalne. Czasami ciężko takie coś przetrwać, ale lepiej przetrwać z głową. Oczywiście, może sobie powiedzieć, że mam wszystko gdzieś i dać się ponieść frustracji. Ale opanujmy się. Nam frustracja przejdzie, a słowa, które wypowiemy zostaną w pamięciu odbiorców na jakiś czas. I po co?
Najpierw pomyśl, zanim coś powiesz. Nie jesteśmy zwierzakami. Tobie jest przykro, jak ułyszysz coś wypowiedzianego w złości, nieprzemyślanego? Nie ważne, że tak naprawdę tak nie myślimy - sprawiamy tym komuś przykrość, powodujemy dyskomfort zupełnie niepotrzebnie.
No dobra. Przykładowa, fikcyjna sytuacja. Wróciłam do domu i marzę o kąpieli w wannie, ze świecami, winem i tak dalej. A tu zlew pełen naczyń, TŻ sobie śpi, kot rozwalony na środku salonu z papierem toaletowym w pysku i na pazurach, chyba mruczy. Obiad do zrobienia, zakupy do rozpakowania, trzeba odkurzyć, zgrabić na zewnątrz, kupic prezent dla mamy.. a gdzie poczytać książkę na przykład? Już już zaczynam warczeć. Kot się schował za TŻ, który równiez chciał się za kotem schować. Kłótnia, wciąż powarkiwania, ja zła, rozżalona, że nie zrobione.
I WŁAŚNIE. Co z tego. Może TŻ i kot mieli wspaniały, męczący dzień i zasnęli czekając na mnie. Może nie chciało im się sprzątać. Dobrze, złości mnie to, ale muszę wyluzować.
Powinnam przyjść, wziąć kota w łapy i połozyć się koło TŻ. WYLUZOWAĆ.
Co z tego, że mam bałagan. To zdążę zawsze posprzątać, a chwil relaksu trzeba szukać.